Skip to main content

Wspomnienia o Marianie Kozerze

Kilka dni temu dotarła do nas bardzo smutna wiadomość – zmarł Marian Kozera, jeden z najbardziej zasłużonych sędziów w historii śląskiej piłki ręcznej. Choć nie ma go już z nami, zostawił po sobie mnóstwo wspomnień, historii i... dobrze zagwizdanych meczów.

Od zawodnika do sędziego

Marian Kozera urodził się 8 czerwca 1934 roku. Z piłką ręczną był związany praktycznie całe życie. Najpierw jako zawodnik – pierwotnie w Starcie Katowice, potem w Rapidzie Wełnowiec do 1963 roku. W tamtych czasach mecze rozgrywano głównie na dworze, w wersji jedenastoosobowej. Hala była planem B, głównie na zimę.

Po zakończeniu gry nie odciął się od sportu. Wręcz przeciwnie – został sędzią. W 1964 roku rozpoczął kurs, a już rok później miał licencję sędziego okręgowego. Od 1966 był już sędzią związkowym, a w latach 80-85' także tzw. kwalifikatorem.

2020 meczów i ani minuty nudy

Z Marianem Kotyczką
Z Marianem Kotyczką

 

W swojej sędziowskiej karierze Marian Kozera poprowadził około 2020 spotkań. Było ich tak dużo, że spokojnie można powiedzieć – znał każdy parkiet w regionie. Prowadził mecze we wszystkich możliwych klasach rozgrywkowych – od A-klasy po ligę międzywojewódzką. 

W tamtych czasach komunikacja nie była łatwa – nie było maili, sms-ów ani grup na Messengerze. Kozera, jako członek Komisji Gier i Dyscypliny Śląskiego Związku Piłki Ręcznej, potrafił w jeden weekend wysłać ponad 50 listów z aktualizacjami obsad i tabel. Daje to do myślenia, jak dobrej organizacji i samodyscypliny wymagała taka sytuacja od całego środowiska sędziowskiego, by obsłużyć tak rozbudowane rozgrywki przy ograniczonych możliwościach komunikacyjnych.

W związku z tym zmienność par prowadzących mecze była znacznie większa niż dziś. On sam prowadził mecze aż z 72 różnymi kolegami po fachu, choć najczęściej z Eugeniuszem Kostorzem i Marianem Kotyczką.

Z życia sędziego – śmiesznie i poważnie

Jak to w każdej karierze – bywało różnie. Zdarzały się zabawne sytuacje, jak ta w Krakowie, gdzie zawodnicy próbowali „na niby” pluć, żeby sędzia ukarał przeciwników. Marian Kozera, przygotowany na wszystko, wyjął wtedy… gazetę z wywiadem, w którym gracz opisał dokładnie ten „trik”. Po rozmowie w szatni cała akcja się skończyła.

Zdarzały się też mniej miłe momenty – ktoś próbował go postraszyć „partią”, ktoś inny ukradł monetę do losowania (to były derby kobiet AKS – Ruch Chorzów, a zawodniczki miały przy tym niezły ubaw). Ale on nigdy nie robił z takich rzeczy wielkiego problemu – po prostu robił swoje.

Ciekawostka: zarówno pierwszy, jak i ostatni mecz, który sędziował, zakończył się remisem. Taka klamra spinająca karierę sędziego nie zdarza się często.

Pierwszy i ostatni gwizdek Mariana Kozery

Rada dla młodych sędziów

Jedna z najczęściej powtarzanych przez niego rad brzmiała:

„Jak sobie nie przypilnujecie zespołów w pierwszych 10 minutach, to macie przerąbane. Trzeba od razu pokazać, że jest się na miejscu i ma się wszystko pod kontrolą.”

Cenna uwaga, o której każdy młody (i nie tylko) sędzia powinien pamiętać.

Jako sędzia bramkowy przed derbowym meczem 11-stki między Pogonią a Górnikiem Zabrze

Zaangażowanie docenione medalami

Za swoją działalność otrzymał sporo nagród, m.in. Złotą Odznakę ZPRP, Złoty Gwizdek, Diamentową Odznakę ZPRP i medal za zasługi dla rozwoju dyscypliny. Każda z tych nagród to potwierdzenie, jak dużą rolę odegrał w środowisku piłki ręcznej – nie tylko jako sędzia, ale też organizator i działacz.

Zostawił po sobie nie tylko statystyki

Marian Kozera to nie tylko liczby. To całe pokolenia sędziów, którym pomagał, i zawodników, którzy znali go z boiska. Był obecny na setkach meczów, ale też na wielu zebraniach, turniejach i rozmowach przy herbacie. Do końca życia był wierny swojej pasji, regularnie oglądał mecze szczypiorniaka oraz uczestniczył w sędziowskich spotkaniach wigilijnych.  

Spoczywaj w spokoju!

Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się w piątek 23 maja w Bazylice Świętego Wojciecha w Mikołowie o godzinie 10:30.

 

 

Autorzy artykułu: Jakub Rawicki, Michał Fabryczny